W okresie karnawału nie może zabraknąć ani faworków (przepis na faworki bez nabiału znajdziecie tu), pączków (tutaj) lub róż karnawałowych i oponek – te przede mną.
Bardzo lubimy i pączki i faworki. Nie smażę ich za często, właśnie po to, żeby zostawić tę ich wyjątkowość. To coś takiego jak z pierniczkami – najlepiej smakują właśnie zimą i w okresie świątecznym.
W czym tkwi tajemnica ciasta zbijanego? W zbijaniu ciasta właśnie. Należy ciasto bić pałką lub drewnianym wałkiem przez dobrą chwilę. Można sobie wyobrazić, że ten kawałek ciasta to cena naszej upatrzonej sukienki, budzik, który dzwoni za wcześnie rano lub uciekający nam autobus sprzed nosa. Kolejny ważny czynnik to bardzo cienkie rozwałkowanie ciasta. Im cieniej je rozwałkujemy, a wcześniej im mocniej zbijemy, tym większe uzyskamy pęcherze przy smażeniu chrustów.
Żeby nie wchłaniały za dużo tłuszczu podczas smażenia, dobrze jest dodać odrobinę wódki, spirytusu lub octu.
Potrzebujemy:
250g mąki
1 łyżka cukru pudru (ja dałam łyżkę słodzika na bazie stewii i erytrolu)
30g miękkiego masła
1 jajko
1 żółtko
1 łyżka octu 6% (lub spirytusu/wódki)
3 łyżki kwaśnej śmietany
tłuszcz do smażenia – może być smalec lub olej, który ma wysoką temperaturę dymienia
Smażenie:
Wszystkie składniki wymieszałam w misie blendera – do połączenia składników. Można je też posiekać nożem na stolnicy. Powinniśmy uzyskać ciasto podobne do ciasta na pierogi.
Następnie wałkiem do ciasta lub pałką drewnianą bijemy ciasto dobrą chwilę. Ja energicznie (przy pomocy syna) zbijałam je około 3 minuty. Po tym czasie zawinęłam je w folię i odstawiłam na 30 minut żeby odpoczęło.
Ciasto rozwałkowałam bardzo cienko. Tak, żebyśmy mieli możliwość zobaczenia przez rozwałkowany kawałek ciasta co jest po drugiej stronie. Im mocniej je rozwałkujemy, tym większe uzyskamy pęcherzyki.
Tłuszcz rozgrzewamy do około 160-180 st C. Nie może być rozgrzany za bardzo, bo chrusty smażą się bardzo szybko i mogą się spalić.
Usmażone posypujemy cukrem pudem.
Smacznego!