Jedzenie certyfikowane w Polsce jest dużo droższe. Wydawać by się mogło – logiczne. Są to większe nakłady na czystość produktu od siewu, poprzez zbiór, przechowanie, przewóz do producenta, pakowanie, itd. Ja nie mogę się zgodzić, i jako konsument i jako osoba, która mieszka za granicą i kupuje produkty bg certyfikowane za cenę zbliżoną do regularnej produktów glutenowych. Nie wszystkich, ale większości. Nie mówiąc o tym, że mam większy wybór tych produktów i mogę wybierać produkty o ppm 20, 10 i 5, które ceną nie różnią zbyt wiele.
Do tej pory pilnowaliśmy bardzo “glutenowej” czystości, ale nie popadaliśmy w paranoję. Sprawdzałam producenta – czy w zakładzie produkował coś oprócz nabiału, czy przyprawy, które są produkowane w danym zakładzie są tylko jednorodne i tak jak gwarantuje producent – nie używają glutenu ani pszenicy do owych, a jedynie do mieszanek, ale to w innym zakładzie – natomiast do głowy mi nie przyszło, że hydrolizat roślinny jest glutenowy (patrz: producent zapewniał, ze nie ma glutenu ani pszenicy). Kupowaliśmy produkty oznaczone jako produkt bezglutenowy, jadaliśmy w sprawdzonych bezglutenowych restauracjach, zdarzało nam się kupić produkty, gdzie producent zapewniał, że spełnia standardy a ich glutenowe produkty są pakowane lub wytwarzane w innych halach lub zakładach. Ryże i mąki kupowałam zazwyczaj (o ile nie były certyfikowane) pakowane w Azji, ale to też się nie sprawdziło.
Nasz lekarz powiedział, że gluten znajduje się wszędzie i po bardziej wnikliwym przyjrzeniu się wiem, że to prawda. Jeszcze 4 miesiące temu powiedziałabym, że certyfikowane należy kupować tylko mąki, ewentualne pieczywo, makarony, przyprawy, których dużo używamy. Pozostałe produkty należy prześwietlić bardzo dobrze, wybrać naturalne, o jak najmniejszej liczbie składników, większość przygotowywać samemu. Dzisiaj dalej uważam, że przygotowujemy samemu, ale z certyfikowanych składników.
Łatwo mi mówić, bo ja mogę kupić produkty, które mają 10 a nawet 5 ppm. W Polsce nie wiem czy takie są. Zazwyczaj mają 20 ppm. Więc dla wielu osób nawet produkt bezglutenowy może mieć za dużo glutenu. Zjadając taki chleb, makaron czy piekąc ciasto z takiej mąki można nadal mieć objawy. Przy celiakii możemy nie wiedzieć, że kosmki nam zanikają. Przy alergii możemy cały czas czuć się źle. Są osoby, które muszą zrezygnować z jedzenia nawet certyfikowanego jedzenia bezglutenowego – dopiero wtedy ich objawy ustaną. To nie są pojedyncze przypadki, osób, którym nawet śladowe i małe ilości glutenu szkodzą jest bardzo dużo. Ktoś się spyta, ok, ale co za różnica jaki produkt, z certyfikatem czy bez, i tak jem ileś tam glutenu. Przecież w Polsce i tak ten próg to 20 ppm a mi szkodzi 5 ppm. Dlatego, że produkt bez certyfikatu może mieć glutenu znacznie więcej. Z produktami z certyfikatem łatwiej zbilansować dietę. Oczywiście można całkiem zrezygnować z produktów bezglutenowych. Można lobbować na rzecz obniżenia progu.
Polskie Towarzystwo
Osób z Celiakią i Na Diecie Bezglutenowej okresowo robi badania i sprawdza dostępne na polskim rynku produkty pod względem zawartości glutenu. Dla mnie te badania nie są wiarygodne, bo badana jest partia a z tej partii losowo wybrany produkt. Nie mam gwarancji, że słoiczek dżemu, kawy czy kakao z tej samej partii będzie miał tak samo niski poziom glutenu. Łatwiej mi odrzucić marki, które przekroczyły dopuszczalny poziom glutenu a które oznakowały opakowanie jako nam przyjazne.To, że ja kupuję certyfikowane produkty nie znaczy, że każdy musi. Każdy ma inną tolerancję na gluten. Osoba chora na celiakię powinna bardziej przyjrzeć się swojemu koszykowi w sklepie niż alergik, bo jej objawy nie są tak szybkie i jaskrawe na pierwszy rzut oka. Ja uważam, ale to moje zdanie, że powinniśmy unikać śladowych ilości glutenu. Jak ich unikać skoro są nawet w jedzeniu oznaczonym jako bezglutenowe? Jak kupować mąkę z sorgo – naturalnie bezglutenową, skoro i ona jest na starcie zanieczyszczona glutenem? Ja minimalizuję gluten kupując certyfikowaną bezglutenową żywność.