Uczulamy domowników i przyjaciół na naszą przypadłość. Powinni wiedzieć na czym polega nasz problem, inaczej nie będą mogli nas zrozumieć. Musimy też im dać czas na oswojenie się z sytuacją. Ale musimy być wobec nich konsekwentni. Muszą szanować naszą dietę, zachować czystość glutenową ( a raczej bezglutenową) w domu i naszej obecności. Jeżeli nie chcą nas wspierać, nie mogą nas krytykować lub prowadzić dywersji.
Jedną z najważniejszych rzeczy jest wysprzątanie kuchni. Jest nam łatwiej jeżeli mieszkamy sami lub nasi bliscy nas rozumieją i chcą nam pomóc. Jeżeli mieszkamy sami – pozbywamy się wszystkiego co do tej pory mieliśmy w domu. Nie czekamy aż zużyjemy do końca. Nasze zdrowie jest cenniejsze. Oddajemy mąki, przyprawy, makarony, kasze koleżankom, siostrom, kuzynkom. Na zakupy wybieramy się przygotowane w listę zakupów ze ściągą – na kartce mamy napisane pod jakimi nazwami kryje się gluten. W Polsce producent MUSI poinformować nas, jakie alergeny (w tym gluten) znajdują się w produkcie, na terenie zakładu. Jeżeli nie ma takiej informacji mamy prawo uważać, że produkt jest dla nas bezpieczny. Niestety to tylko teoria. Jeżeli mieszkamy z rodziną i nie mamy możliwości gotowania tylko bezglutenowo, musimy podzielić się kuchnią. Wydzielamy dla siebie szafkę, która pomieści nasze garnki, patelnie, itd, mąki, kasze, itd. Musimy zabezpieczyć glutenowe produkty, żeby nie doszło do zanieczyszczeń krzyżowych. Pomocne będą szczelne pojemniki, do których przesypiemy mąki, makarony, przyprawy zarówno bezglutenowe jak i glutenowe. Bezglutenowe z tego powodu, że jak glutki będą używać mąkę glutenową, która bardzo pyli i gluten jest wszędzie, pojemniki zabezpieczą nasze produkty. Pamiętamy przecież jak wszystko potrafi być oprószone mąką pszenną, jak wnika ona wszędzie i jak często ciężko ją domyć. Takie ilości przestają być śladowe. Myjąc szafki i pojemniki nie zapominamy o osobnych ściereczkach i gąbkach do mycia powierzchni z glutenem i bez glutenu.
Wyrzucamy WSZYSTKO co kojarzy nam się z pieczeniem – foremki, wałek, stolnice, szpatułki silikonowe, wykrawaczki, wszystko co miało kontakt z glutenem a co tylko pozornie można umyć.
Oddajemy blendery i młynki, które miały kontakt z pszenicą, jęczmieniem, żytem w jakiejkolwiek postaci.
Może kilka słów jak to wyglądało u nas. Podobne zasady wdrażaliśmy kilka razy, ale 2 gruntownie. Raz jak poznałam mojego męża i wprowadził się do mnie – musiałam pozbyć się glutenowych rzeczy, po przeprowadzkach do innych mieszkań (to były raczej domywania szafek, lodówki, piekarnika, bardziej skrupulatnie, wyklejanie szafek folią) i teraz.
Teraz dlatego, że stan zdrowia mojego męża gwałtownie się pogorszył i szukaliśmy przyczyny. W naszym domu gotujemy bezglutenowo, dzieci miały przekąski glutenowe, od czasu do czasu chleb, płatki, bardzo rzadko makaron. Mimo że bardzo dokładnie sprzątałam po glutenie osobnymi ściereczkami, dokładnie myłam deskę do krojenia, garnek i durszlak najpierw pod bieżącą wodą i płynem a potem w zmywarce, to nie był to wystarczający zabieg. Mój mąż czuł się coraz gorzej. Zaczęliśmy szukać źródeł glutenu, pomocy lekarza, który nas uświadomił, że gluten czai się wszędzie, a najczęściej tam, gdzie się go nie spodziewamy.
- wszystkie mąki, których nie byłam pewna, oddałam lub wyrzuciłam, pojemniki umyłam bardzo dokładnie wodą z płynem do mycia naczyń, a potem w zmywarce – to nie jest paranoja, bardziej zależało mi na dokładnym wypłukaniu, wyparzenie nic nie da, muszą to być bardzo wysokie temperatury
- pozbyłam się również przypraw, których nie byłam pewna, praktycznie były to wszystkie przyprawy, okazało się, że producent, który obiecał, że ma przyprawy bg, tak naprawdę nie sprawdzał swoich dostawców, poza tym jako substancji przeciwzbrylających używał hydrolizatu roślinnego (z glutenem)
- pozbyłam się patelni teflonowych, na których smażyłam dzieciom tosty francuskie z chleba glutenowego, gluten wnika w pory teflonu, zwłaszcza w drobne, jeszcze mało widoczne rysy,
- wyrzuciłam drewniane łyżki, moje ulubione, niektórymi przewracałam grzanki chłopców, nie pamiętam którymi…
- oddałam moje ulubione młynki do pieprzu – pieprz był tej samej firmy, co pozostałe przyprawy
- wyrzuciłam sitka – bardzo trudno je umyć, a ja odcedzałam różne kasze, ryże, nie wszystkie miały certyfikat, nie jestem pewna, czy były w 100% bez glutenu
- oddałam domowej roboty ekstrakty waniliowe, domowe aromatyzowane cukry pudry – nie byłam pewna czy przyprawy i alkohol były bezglutenowe
- wyrzuciłam drożdże piekarskie suszone, sodę, czyli wszystko to, czego nie byłam w 100% pewna
- odłożyłam kasze i ryże bez certyfikatu – mogę je ugotować w odłożonym garnku, one nie pylą tak jak mąką, mój mąż z tego garnka nie korzysta,
- zostawiłam też orzechy i nasiona – ulubione moich synów, one są oznaczone jako “niejadalne” dla niego; zarówno kasze jak i orzechy/nasiona są kupione jako bg, ale nie mają certyfikatu
- mamy jeden garnek na glutenowe gotowanie, jeden durszlak, jedną drewnianą łyżkę
- mamy jedną całą! szafkę na jedzenie, które nie ma certyfikatu, ale wg producentów jest bez glutenu moje dzieci mają tylko płatki glutenowe, makaron glutenowy, który im nie smakuje
- wszystkie szafki dokładnie umyłam (nie dezynfekowałam ;)), zamówiłam nowe mąki i przyprawy z certyfikatem i ppm poniżej 10
- uzupełniłam przybory kuchenne
- zwracam uwagę na to co kupuję – nawet na pastę do zębów (sensodyne zawiera gluten)
- moje dzieci same wyznaczyły sobie miejsce gdzie jedzą przekąski glutenowe – zawsze potem myją ręce i buzię
- mam dwie gąbki i ściereczkę (wymieniam codziennie, jak muszę to po każdym sprzątaniu po dzieciach) – jedną glutenową, jedną “normalną”
- zanim włożę miseczki po płatkach do zmywarki – płuczę je w zlewie a zlew myję glutenową ściereczką
- używam bezglutenowej chemii
Dlaczego ja sobie nie wyobrażam prowadzenia dwóch kuchni? Pomijam fakt, że jestem zbyt leniwa i ten czas wolę poświecić na zupełnie inne zajęcia. Mąka pyli, zwłaszcza pszenna, tak lubiana przez większość gospodyń domowych. Wysypana taka na stolnicę w kuchni zapyla na biało pół kuchni. O zanieczyszczenie krzyżowe nie trudno. Ktoś powie – a co to raz na jakiś czas mamusia kluseczki zrobi, raz na jakiś czas naleśniczki, czasem tylko ciasto upiecze, od czasu do czasu pierogi. Ile tej mąki? No ile? Przesuwana ona w szafce z miejsca na miejsce też pyli. Bułka tarta, bez której nie wyobrażamy sobie rybki w piątek, schabowego w niedzielę, bułeczki świeże na śniadanie – okruszki. Zbieramy je ręką a potem hyc i robimy śniadanie alergikowi a ręce tylko wytarliśmy w spodnie lub spódnicę. Niby nic. Do tego dochodzi niezbyt dokładnie domyta (a raczej niedomyta) patelnia, durszlak, deska do krojenia i celiak nie wie skąd te objawy, przecież trzyma dietę! Mąki tylko z przekreślonym kłosem, dużo warzyw, ryby, owoce, sezon w pełni…
To jest półka moja i dzieci. Wszystkie produkty (nawet te przekreślone bg) są bez glutenu, ale dla bezpieczeństwa, znak jest przekreślony. Te artykuły nie mają certyfikatu, dlatego mają osobną szafkę. Mój mąż nie będzie ich jadł. Wyżej widać miseczki, garnek, jest też tam durszlak i łyżka drewniana.
To szafka spiżarniana, czeka na nową dostawę mąk, kasz i innych produktów bez glutenu i z certyfikatem. Zamówiliśmy produkty z ppm poniżej 10.
Tutaj widać zapas ryżu (poniżej 10 ppm), mąkę z niebieskiej kukurydzy (poniżej 10 ppm), sól i konserwy (nie wiem czy są bezpieczne, ale są na tyle ciężkie, że nie mam gdzie ich trzymać; poza tym mam ograniczone miejsce w szafach; ufam, że skoro są w puszkach i słoikach to pozostałe produkty są bezpieczne).
Ja jestem takim paradoksem. Z jednej strony jestem przeciwna diecie bg dla idei, z drugiej – jeżeli jesteśmy na niej z powodów zdrowotnych (a wierzę, że większość jest) to bądźmy na 100% a nie tylko trochę, żeby nie było. Żeby zahamować objawy i żeby nie było gorzej.
Odkąd mam zalecenie żyć bezglutenowo ogromnie mi się ono skomplikowało. W moim przypadku winowajcą jest choroba Hashimoto oraz stan po rzekomobłoniastym zapaleniu jelit.
I tak się dość fartownie złożyło, że gdy przyplątało mi się to zapalenie jelit to już byłam na diecie bezglutenowej. Ale u mnie to śladowe ilości glutenu nie są grozne. U nas z tymi produktami bezglutenowymi ( jak sama wiesz) to bywa różnie a gluten to chyba jest stosowany w calutkim przemyśle spożywczym do wszystkiego. Zresztą odkąd czytam dokładnie etykiety produktów spożywczych to nie mogę wyjść z zadziwienie ile to dziwnych rzeczy jest ładowanych w te produkty.Ostatnio, gdy wyczytałam na etykiecie, że chwycony przeze mnie boczek wędzony w plastrach zawiera w sobie syrop fruktozowy to się niemal załamałam. Wychodzi na to, że już nic nie jest tym czego się spodziewamy po jego nazwie. Poza tym u nas i np. w Niemczech produkty bezglutenowe są dużo droższe niż zwykłe. I jeśli idzie o nasze produkty bezglutenowe to ja osobiście nie za bardzo wierzę w ich 100% czystość bezglutenową w trakcie produkcji.
No i tych produktów bezglutenowych jest u nas bardzo mało – jeszcze się nie spotkałam z przyprawami z oznaczeniem ,że dana przyprawa jest produktem bezglutenowym. Na półkach z żywnością bezglutenową królują u nas różne, najczęściej importowane, wypieki typu ciastka i chleb.
Ciężkie jest życie bezglutenowca.
Miłego, 😉
Ja kupiłam boczek z cukrem, chyba bardziej mi ta opcja odpowiada… Z syropem kukurydzianym odłożyłam.
Tu różnica nie jest aż tak wielka, ale producenci zarabiają na gotowcach. Natomiast Podoba mi się możliwość kupienia produktów z mniejszym niż 20 ppm glutenu 10 i 5 ppm i one nie są droższe. Przyprawy z 10 ppm – z certyfikatem, bez glutenu, bez nabiału, koszerne, organiczne, bez GMO i masy innych (na wszystko certyfikat) kupuję w regularnej cenie. Jest to nowa firma, ma wszystkie taśmy nowe.
Mnie bardzo denerwuje, że maga naturalnie bezglutenowa, bo przejściu całego cyrku może mieć śladowe ilości glutenu.
To nie jest tylko problem w Polsce – zajmują się tym zazwyczaj wielkie młyny, które wcześniej wyrobiły sobie markę glutenowymi mąkami. Dobudowali halę, ale nie mają aż takiej czystości jaką powinny mieć maki bg. Czyli zero mąk glutenowych w okolicy.
Może kiedyś wrócą czasy, kiedy jedzenia było mniej ale dobrej jakości.
Patrząc w swoją metrykę to wątpię czy doczekam czasu gdy szynka będzie zwyczajnym kawałkiem mięśnia pośladkowego świni bez żadnych udziwnień. Niech mi ktoś jeszcze wytłumaczy dlaczego do wszystkiego jest dodawane białko sojowe- niemal każda rozdrobniona wędlina ma owo białko. Gdyby to była jakaś żywność dla wegetarian, to jeszcze bym pojęła sprawę ale ono jest dodawane wszędzie- do wyrobów mięsnych także. Mięso kupowane u rzeznika też ma "wkładki" w postaci konserwantu i barwnika spożywczego.
Patrząc na dyrektywy Unii kto wie co będziemy jeść niedługo. Moje dzieci będą będą mnie poprawiać, że marchewka to nie warzywa a ślimak to ryba.
Nadzieję trzeba mieć zawsze.
"Na zakupy wybieramy się przygotowane w listę zakupów ze ściągą – na kartce mamy napisane pod jakimi nazwami kryje się gluten."
Pod jakimi nazwami kryje się gluten???
To jest temat na nowy post. W dużym skrócie i tylko kilka:
hydrolizat białkowy
hydrolizat roślinny
ekstrakt drożdżowy
białko roślinne
syrop glukozowy
syrop glukozowo-fruktozowy
E 1404
E 1410
Pozdrawiam
Nie zapominajmy też o skrobiach modyfikowanych.